Tytułowe pytanie padło ostatnio na jednym z naszych babskich spotkań i zagnieździło się w mojej głowie.
W zeszłym roku znana drogeria Minti Shop przeprowadziła ankietę, w której jedno z pytań dotyczyło ilości posiadanych kosmetyków. Aż 53.6% ankietowanych kobiet zadeklarowało, że posiada więcej niż 20 kosmetyków, 38.3% - ma od 10 do 20 produktów kosmetycznych, poniżej 10 – zaledwie 8.1% przebadanych.
Przytaczając te dane nie mam zamiaru oceniać wielkości Waszych kosmetyczek - szczególnie, że sama od razu przypominam sobie mgliste wspomnienie o serum, które kupiłam pochopnie w promocji, a teraz zalega na półce w łazience przykryte warstwą kurzu. Czy naprawdę było mi potrzebne?
Jedno z pytań w ankiecie dotyczyło tego, kiedy kobiety kupują kosmetyki. Okazuje się, że nawet respondentki, które nie wskazują ceny jako kryterium decydującego przy zakupie, stwierdzają, że najczęściej nabywają produkty kosmetyczne, gdy te są na promocji (35,5%).
O znaczeniu, jakie przywiązujemy do pielęgnacji świadczy również ilość poradników urodowych zapełniających w całości regał w niemal każdej księgarni. Na wielu półkach wciąż dostępny jest egzemplarz książki Charlotte Cho, która rozpowszechniła na świecie „Sekrety urody Koreanek” i ich 10 etapową rutynę. Niewątpliwie, autorka miała ogromny wpływ na zmianę sposobu myślenia o kosmetykach wielu kobiet. Dla mnie największą zaletą tej książki było poświęcenie całego rozdziału filtrom przeciwsłonecznym i konieczności stosowania ich na co dzień (niemal słyszę jak czytając myślisz „o zgrozo!” ;) ). Czy jednak 10 etapów pielęgnacji skóry twarzy jest koniecznością czy nadinterpretacją? Chcąc zastosować się do porad autorki z łatwością można przekroczyć liczbę 20 kosmetyków wyznaczoną w ankiecie – tutaj każdy etap wymaga zastosowania osobnego produktu, w odpowiedniej kolejności. Pielęgnacja zaczyna zamieniać się z przyjemnego rytuału w męczący obowiązek, na który nie zawsze mamy czas i ochotę.
Po kilkuletniej modzie na wieloetapowe rytuały nastąpił odwrót ku rozwiązaniom bardziej ekologicznym i mniej czasochłonnym. Coraz większej liczbie osób bliższa staje się filozofia minimalizmu kosmetycznego. Cieszy fakt, że kobiet, które zadeklarowały w ankiecie zakup nowych produktów po skończeniu poprzednich było 30%. Moim zdaniem ta wartość będzie ciągle rosła.
‘Skinimalism’ to jeden z wiodących trendów pielęgnacyjnych. Mintel nie podaje jednej, właściwej definicji skinimalizmu. Przybiera on różne formy. Niektórzy rozumieją ten trend jako ograniczenie ilości kosmetyków dla wyższych celów takich jak ochrona naszej Planety – mniej kupowanych produktów to mniej wyrzucanych śmieci. Inni poszukują produktów z krótkim, ale skutecznym składem. Jeszcze inni stawiają na kosmetyki „All in one”. Zamiast trzech produktów można mieć jeden, który na przykład myje, złuszcza martwy naskórek i pielęgnuje skórę (jednakże muszę przyznać, że ta forma minimalizmu najmniej do mnie przemawia).
Porad w stylu „jak dbać o skórę” jest nieskończona ilość. Jak się w tym nie pogubić? Ilu kosmetyków tak naprawdę potrzebujesz? Poniżej wypunktowałam 4 etapy pielęgnacyjne, które według mnie są najważniejsze. W każdym dodałam produkt, bez którego nie mogę się obejść.
1. Oczyszczanie
Zgodzę się ze stwierdzeniem, że oczyszczanie jest bardzo ważnym etapem pielęgnacji. Powinno być sumiennie wykonane, tak, aby mieć pewność, że zmyłyśmy ze skóry zanieczyszczania, kurz i resztki kosmetyków. Miałam problem, aby wybrać jeden ulubiony produkt. Ostatecznie zwyciężyło mleczko do mycia twarzy i oczu marki Tołpa. Prawda jest taka, że to właśnie ten produkt kupuję zawsze w liczbie mnogiej. W składzie tylko jeden, łagodny detergent – Sodium Cocoyl Isethionate, który daje bardzo przyjemne odczucia aplikacyjne. Nie oczekuję od produktów myjących niczego innego jak tylko delikatnego, ale skutecznego oczyszczania, dlatego taki krótki skład mleczka bardzo mi odpowiada.
2. Regeneracja (!)
Ten wykrzyknik nie pojawił się przez przypadek. Z ubolewaniem stwierdzam, że kładziemy za duży nacisk na złuszczanie. Warto pamiętać o tym, że nadmierne, ciągłe złuszczanie prowadzi do podrażnień, nadwrażliwości i uszkodzeniem bariery naskórkowej. Podstawą pielęgnacji powinna być regeneracja, a nie złuszczanie.
Nie znam lepszego produktu odbudowującego barierę lipidową od kremu Dr Jart+ Ceramidin. Działanie zawdzięcza zawartości pięciu ceramidów. Ma przyjemną, bogatą konsystencję, która na pierwszy rzut oka może wydawać się ciężka, jednak krem nie jest tłusty. Pozostawia na skórze delikatny film. Jest też bardzo wydajny. Nie trzeba nakładać dużej ilości kosmetyku, aby poczuć przyjemny komfort na skórze.
3. Złuszczanie
W moim wykonaniu to płyn złuszczający Paula’s Choice, który nakładam palcami jeden lub dwa razy w tygodniu wieczorem na skórę twarzy i dekoltu. To jedyny produkt z kwasami jaki stosuję. Dobrze radzi sobie z zaskórnikami i jednocześnie nie podrażnia mojej skóry.
4. Ochrona przeciwsłoneczna
Jakiś czas temu nawiązałam współpracę z marką Pharmaceris. Dzięki temu mogłam wypróbować dermo-ochronny krem na dzień z SPF 50+ z linii W. Byłam bardzo pozytywnie zaskoczona lekkością tego produktu przy tak wysokiej ochronie. Dodatkowym plusem jest jego pojemność – mogę nosić go ze sobą, aby ponowić aplikację w ciągu dnia.
Przekonałam się, że w mojej rutynie pielęgnacyjnej nie potrzebuję dziesięciu etapów, wystarczą mi trzy, czasem cztery. Najważniejsza zasada jaką się kieruję się jest taka, aby nie przesadzać z ilością kosmetyków nakładanych na twarz, a tym samym nie przeładowywać skóry substancjami aktywnymi.
Pełne dane ankiety przeprowadzonej przez Minti Shop dostępne są tu oraz tu.
Badania zostały przeprowadzone w okresie lipca i sierpnia 2021 roku za pomocą ankiet online. W badaniach wzięło udział 1012 kobiet z 10 największych Polskich miast - Warszawa, Kraków, Katowice, Poznań, Szczecin, Lublin, Gdańsk, Łódź, Bydgoszcz oraz Wrocław.